Chelsea Physic Garden i o tym, kto wymyślił kakao

Na wstępie wyznanie: z początku myślałam, że w nazwie Chelsea Physic Garden, w wyrazie physic kryje się dodatkowe “s” – physics (czyli fizyka), i że jest to park poświęcony wynalazkom, lub może wynalazcom? Okazało się jednak, że chodzi o physic, czyli przestarzałe słowo oznaczające “medyczny”. Nie jest to więc park wynalazków, ale ogród roślin leczniczych. 

Jedziemy tam w czerwcu z moją mamą, która uwielbia ogrody, rośliny i kwiaty. Wysiadamy na stacji Sloane Square, skąd do ogrodu prowadzi około 20-minutowy spacer przez eleganckie Chelsea. Mijamy budynek Chelsea Royal Hospital. Nas mija kilka bentlejów i rollsrojsów. W końcu dochodzimy do miejsca wskazanego przez mapę. Obrośnięte roślinnością wejście w ceglanym murze wygląda dość niepozorne. Naciskam klamkę. Zamknięte. To pewnie boczna furtka myślę, więc idziemy dalej wzdłuż muru licząc na bardziej okazałą bramę. Wychodzimy na ulicę biegnącą nad Tamizą. W pewnym momencie mur się kończy, trzeba przejść wzdłuż ładnej kamienicy z dekoracyjnymi łabędziami. Na rogu skręcamy w prawo. W końcu dochodzimy do tej samej furtki, gdzie czeka już grupka osób. Okazuje się, że otwierają o 11:00 i byłyśmy zwyczajnie za wcześnie. 

Chelsea Royal Hospital – dom weterana
Wejście do ogrodu

Ogród został założony w 1673 r. w Chelsea przez Czcigodne Towarzystwo Aptekarzy (The Worshipful Society of Apothecaries) w celu hodowli roślin służących do wyrobu lekarstw. Jest to jeden z najstarszych ogrodów botanicznych w Wielkiej Brytanii (starsze są tylko ogrody w Oxfordzie i w Edynburgu). Teren na którym znajduje się ogród, został zakupiony przez Hansa Sloane’a, znanego w swojej epoce lekarza, botanika, kolekcjonera, szanowanego członka towarzystw lekarskich i naukowych oraz filantropa. W swojej szczodrości wydzierżawił teren Towarzystwu za sumę pięciu funtów rocznie, co nawet w XVII w. nie było wysoką sumą. Kwota ta obowiązuje do dziś i jest skrupulatnie opłacana na ręce spadkobierców Hansa. 

Sir Hans Sloane – lekarz, botanik, kolekcjoner, filantrop

Ogród jest podzielony na kilka sekcji: rośliny jadalne, lecznicze, trujące, cieplarnie z okazami tropikalnymi… Do budowy leżącego w centrum ogrodu alpejskiego skalniaka z oczkiem wodnym wykorzystano skały wulkaniczne przywiezione z Islandii oraz kamienne bloki z londyńskiego Tower.

Specjalna, chłodna ale wilgotna szklarnia umożliwia hodowlę wielu gatunków paproci i roślin z trzęsawisk i mokradeł. Już w 1680 r. w Chelsea Physic Garden zbudowano pierwszą cieplarnię ze specjalnym piecem, który umożliwiał hodowlę ciepłolubnych gatunków, na przykład cytrusów przez cały rok, niezależnie od pogody.  

W tak zwanej zimnej szklarni rosną paprocie i rośliny bagienne

Obecne szklarnie, zbudowane z birmańskiego drzewa tekowego w 1902 r. przetrwały szczęśliwie obie wojny światowe. Znajdują się tu kolekcje roślin tropikalnych z różnych regionów świata: równikowe gatunki jak np. kawa, papaja, czarny pieprz, cytrusy, ryż. Kolekcja pelargonii liczy ponad 50 różnych odmian, pochodzących m.in. z Turcji, Ameryki Południowej, a nawet Australii. Bogaty zbiór kaktusów i sukulentów wprawi w zachwyt każdego miłośnika tych modnych roślin. 

Wiktoriańskie szklarnie z drzewa tekowego

W ogrodzie panuje wyjątkowa atmosfera. Wybrana lokalizacja, tuż nad brzegiem Tamizy zapewniała ogrodowi przyjazny i łagodny mikroklimat, oraz wygodny dostęp do rzeki, dzięki czemu ułatwiony był transport roślin i nasion, które były transportowane do i z ogrodu. Na przykład w 1732 r. nasiona bawełny tu wyhodowane zostały wysłane na plantacje w Georgii – co zapoczątkowało w Ameryce przemysł bawełniany na wielką skalę. 

Jest zacisznie i intymnie. Ledwo dobiegają tu odgłosy miasta, ulicznego ruchu. Miałabym wrażenie, że jestem u kogoś na prywatnej posesji, gdyby nie fakt, że wszędzie krzątają się ogrodnicy w ubraniach z firmowym logo. Służą pomocą, wskazują drogę, chętnie opowiadają o roślinach. Widać, że kochają to, co robią. Ogrodniczka zatrzymuje się przy krzewie różanym i zanurza twarz w obfitych kwiatach – to specjalna odmiana perfumeryjna, centifolia, czyli róża stulistna. Zapytana, mówi że nadal po 14 latach pracy w tym miejscu, kocha to, co robi i że nigdy nie przepuści okazji by powąchać kwitnącą centifolię. Zapach faktycznie jest oszałamiający. Intensywny i słodki, a jednocześnie świeży i lekko cytrusowy. Płatki róży są gęste, bladoróżowe, chłodne i ledwo dostrzegalnie wilgotne od porannej rosy. Róża jest w szczycie kwitnienia: główki jej kwiatów są w pełni rozwinięte, ociężale schylają głowy. 

Moją uwagę przyciąga dwóch mężczyzn z drapieżnymi ptakami na uwięzi. To jastrzębie, ptaki pracujące. Co dwa tygodnie przychodzą tu na służbę i zajmują się odstraszaniem gołębi. Wyciągam do jednego palec, ale patrzy na mnie niechętnie i zaczyna z niepokojem trzepotać skrzydłami. 

Historia Hansa Sloane’a to opowieść o człowieku urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą. Niczym król Midas,  wszystko czego dotknął, zamieniało się w złoto. W młodości spędził przeszło rok na Jamajce, będąc nadwornym lekarzem gubernatora. Zwiedził wtedy wiele wysp Karaibskich i zgromadził obszerną kolekcję tamtejszych roślin (zebrał i opisał ponad 800 gatunków!). W późniejszym czasie swoje odkrycia opublikował w dwutomowym, bogato ilustrowanym dziele. To właśnie na Jamajce Sloane spotkał się z leczniczym naparem wytwarzanym przez tubylców i stosowanym przy dolegliwościach żołądkowych. Mieszali oni pewne sproszkowane ziarno z wodą lub mlekiem. Zdaniem Hansa powstała mikstura była dosyć mdła w smaku, co jednak nie przeszkadzało mu w zrobieniu na niej dobrego interesu. Już wkrótce w Londynie można było nabyć leczniczy napój pana Sloane’a, który z czasem zagościł w jadłospisach śniadaniowych niemal każdego dziecka na świecie. O czym mowa? Oczywiście o kakao! Wyprawa na Karaiby okazała się brzemienna w skutkach nie tylko z powodów zasług dla botaniki. Z dalekich krajów Sloane przywiózł nie tylko duży zapas kakao, chininy i materiały na książkę, ale także… żonę. Ożenił się z bogatą wdową po plantatorze trzciny cukrowej, posiadającą wielkie latyfundia na Jamajce. 

Reklama napoju pana Hansa Sloane’a – mlecznej czekolady

Z czasem Sloane stał się  wziętym i modnym lekarzem londyńskiej socjety. Cieszył się taką renomą, że leczył nawet troje brytyjskich monarchów – królową Annę, oraz królów Jerzego I i Jerzego II. Co prawda współcześni złośliwie zarzucali mu dosyć przeciętne umiejętności lekarskie, ale za to wyjątkowy talent do korzystnych przyjaźni z wpływowymi ludźmi, a Isaac Newton nazwał go wręcz naciągaczem. Nie zmienia to faktu, że Hans zrobił zawrotną karierę i imponującą fortunę. Dzięki lukratywnej praktyce medycznej, cukrowemu biznesowi i trafnym inwestycjom w nieruchomości, dorobił się bajecznej fortuny, dzięki czemu mógł realizować się w swojej kolekcjonerskiej pasji. A rozmach miał na szeroką skalę. Dość powiedzieć, że zgromadzona kolekcja Sloane’a dała początki aż trzem legendarnym instytucjom: Muzeum Brytyjskiemu, Muzeum Historii Naturalnej i Bibliotece Brytyjskiej. 

Swoją pracę wziętego medyka również potrafił spożytkować ku wspólnemu dobru. Przez 6 lat pracował w szpitalu, przekazując na jego potrzeby całą zarobioną w nim pensję.  Wspomagał też Królewskie Kolegium Lekarskie i znajdującą się przy nim aptekę dla ubogich oraz codziennie przeprowadzał jedną operację za darmo. Był jednym z założycieli londyńskiego szpitala dla sierot, pierwszej tego rodzaju instytucji w kraju oraz krzewicielem idei szczepień przeciwko czarnej ospie. W celu propagowania tej nowoczesnej metody na dworze królewskim, prezentował jej skuteczność na członkach własnej rodziny. 

Dorobek Sloane’a został doceniony, i w Londynie można napotkać w wielu miejscach jego pomniki i popiersia, a kilka ulic i placów nosi jego nazwisko. 

Follow:
Share: