Na piechotę

Na piechotę

Zakurzone postanowienia noworoczne

Jest koniec lipca, przeszło pół roku od noworocznych postanowień. Czy na twojej liście sprzed 6  miesięcy znalazły się sport i aktywność? I jak? Znalazłeś na nie czas w swoim porządku dnia? Jeżeli tak, to czapki z głów, gratuluję, podziwiam! Na pewno odczuwasz już wzrost energii, masz lepszą kondycję i lepszą sylwetkę. Jeżeli zaś postanowienie trafiło do wiecznej poczekalni i zamiast przerodzić się w plan i strategię, pozostało w efemerycznej sferze pobożnych życzeń, to mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz to zmienić. I już ci mówię jak.

Po pierwsze, nie musisz wykupować karty członkowskiej drogiego klubu sportowego. Po drugie, nie musisz kupować markowego stroju do ćwiczeń. Po trzecie, nie musisz, a nawet nie powienieneś zaczynać od trudnego i męczącego reżimu treningowego. Im trudniejsze zadanie przed sobą postawisz, tym większa szansa, że rzucisz je w diabły po kilku dniach. Po czwarte, możesz zacząć od zaraz. Nie czekaj na początek miesiąca. Nie czekaj na poniedziałek. Zacznij dzisiaj. Na początek pół godziny. Albo 15 minut. Nawet 10, jeżeli tylko na tyle starcza ci na razie siły i kondycji. Już będziesz do przodu o te 10 minut dziennie. Pięć dni w tygodniu i już masz na liczniku 50 minut aktywności fizycznej w tygodniu! Niewiele? Ale to jest o 50 minut więcej niż w tygodniu ubiegłym, kiedy nie robiłeś nic. Nie daj się złapać w pułapkę zastanawianą przez naszą osłabioną nic nie robieniem wolę, że to i tak nic nie da. Że to nie sprawia różnicy. To tylko sztuczki, których używamy bezwiednie, żeby tylko odłożyć decyzję o działaniu na potem. Znasz powiedzenie, że nawet  najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku? No właśnie.

 

Power-spacer

Szybkie spacery to aktywność, do której nie trzeba żadnego kosztownego sprzętu, wystarczą wygodne buty – nawet niekoniecznie sportowe, jeśli akurat nimi nie dysponujesz. Nie ma konieczności podpisywania cyrografu z żadną sieciową siłownią, nie potrzebny jest czas na dojazd na salę czy basen. Jest to aktywność dla każdego. Nawet jeśli jesteś nie do końca sprawny, borykasz się z dużą nadwagą lub otyłością, doskwiera ci ból tu i tam, to o ile jesteś w stanie stawiać jedną nogę przed drugą, możesz zacząć już dzisiaj. Najlepiej zacznij od zaraz, natychmiast. Po prostu zamiast siedzieć dziś w czasie lanczu w pracy przy biurku gapiąc się bezmyślnie w telefon lub komputer, wyjdź na dwór. Idź przed siebie. Nie szukaj wymówek. Nieważne, jaka jest pogoda. To nic, że upał, że deszcz, że ziąb, że wiatr. Nie jesteś z cukru. Mój pierwszy power-spacer odbyłam w październiku, w biurowych balerinach, sukience i z parasolem w ręce. Zacinało lodowatym kapuśniaczkiem i wiało od Tamizy tak, że wywracało mi parasol na drugą stronę, a palce miałam zgrabiałe z zimna. I wiesz co? Przeżyłam. Nie złapałam kataru, galopujących suchot tym bardziej, wróciłam przyjemnie rozgrzana i dotleniona szybkim marszem. Zamiast resztę popołudnia spędzić ziewając i usiłując zebrać myśli przed monitorem, tryskałam energią i humorem. Jeżeli akurat jest upał, a twój lancz wypada w samo południe, gdy słońce jest najbardziej agresywne, pamiętaj o kremie z filtrem i nakryciu głowy. Mała butelka wody też się przyda.

 

Kto jest przeciw? Nie widzę

Codzienny spacer w czasie przerwy na obiad wszedł mi w krew. Bardzo rzadko teraz zostaję w biurze na tę godzinę w ciągu dnia. Wydaje mi się to tragicznie niepotrzebną stratą czasu i okazji do wyjścia na niezbyt świeże londyńskie powietrze, do złapania trochę światła dziennego. Moje oczy są mi bardzo wdzięczne, że pozwalam im odpocząć od paskudnego światła jarzeniówek i monitora. Mój mózg cieszy się z dodatkowej porcji tlenu. Odwdzięcza się lepiej pracując i w czasie spacerów podsuwa mi w nagrodę świeże pomysły. Najbardziej jest mi jednak wdzięczny mój tyłek, który z radości, że nie płaszczę go przy biurku przez osiem godzin bez przerwy, wyraźnie zmniejszył objętość. Dorzucę jeszcze jeden argument w gratisie: doświetlanie się w słońcu jest zbawienne nie tylko dla poprawy nastroju, ale też uzupełnia zasoby witaminy D, która jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Szach-mat. Po prostu musisz zacząć chodzić.

 

Małymi krokami do przodu

Jeśli chcesz zacząć – nie zmuszaj się do codziennego godzinnego power-spaceru. Zacznij od 2-3 dni w tygodniu, stopniowo wydłużaj dystans, zwiększaj tempo, częstotliwość spacerów. Możesz ten czas przeznaczyć na słuchanie radia, ulubionej muzyki, podkastu, audiobuka, albo wykonanie telefonu na który brakuje ci czasu. Rozejrzyj się po okolicy – może masz pod bokiem jakiś ładny park, cienistą aleję, urokliwe miejsce? Jeśli tak, to super, masz to w prezencie od losu. Ale szczerze mówiąc, dopóki nie pracujesz na pustyni, za kołem podbiegunowym, na przodku w kopalni albo w strefie skażonej po katastrofie nuklearnej, sorry bejb, ale nie jesteś usprawiedliwiona.  Więc wskakuj w trampeczki i leć na spacerek!

Follow:
Share: